środa, 22 sierpnia 2012

Rozdział 13.

 Otworzyłam oczy i spojrzałam przed siebie.
U moich nóg spał Harry... ostatnio często tak robił.
Patrzyłam na niego tak, jakby to miał być ostatni raz, kiedy to robię.
Do sali wszedł Liam.
- O. Już nie śpisz... - powiedział z nutą smutku w głosie - muszę obudzić Harrego.
Mówiąc to potrząsnął nim.
Razem wyszli z sali.
"Jak to nie ma dawcy!?" - usłyszałam krzyk Harrego.
Moje oczy zaszły łzami... czyli jednak... umieram.
Nagle do sali wszedł mój chłopak.
- Jedziemy na wycieczkę. - powiedział
Lekarze się zgodzili... czyli to dowód, że mój czas się kończy.
Wziął mnie na ręce i zaniósł do auta.
Nie chciał powiedzieć gdzie idziemy.
Kiedy wysiedliśmy z auta, zobaczyłam, dobrze znany mi krajobraz.
Morze. Piasek... słońce.
Harry bardzo się postarał.
Usiedliśmy na kocu, mocząc sobie nogi.
- Jesteś piękna. - powiedział Harry z uśmiechem
- Ja? - zaśmiałam się - Jestem prawie łysa, blada...
- I najpiękniejsza na świecie. - przerwał mi
Dał mi soczystego buziaka i popatrzył mi głęboko w oczy.
Otarł z policzka pojedyńczą łzę.
Resztę czasu spędziliśmy w ciszy, wtuleni w siebie.
- Harry... - przerwałam ciszę
- Tak?
- Ja umrę... prawda?
- Nie mów tego... Nie możesz tak mówić.
- Ale to prawda...
- Nie. Zobaczysz... Będziesz szczęśliwa. Będziesz żyła, Ala. Rozumiesz?
- Nie możesz być tego pewien.
- Obiecuję Ci, że będziesz żyła.
Oparłam głowę o jego ramię.
- I pamiętaj, że cokolwiek się stanie... zawsze będę przy Tobie. - wyszeptał mi prosto do ucha - Nigdy o tym nie zapominaj.
_______________________________________________
PRZEPRASZAM ŻE DŁUGO NIE PISAŁAM, ALE ZAŁATWIŁAM SOBIE PRACĘ I NIE MIAŁAM WARUNKÓW.
OBIECUJĘ ŻE W ROKU SZKOLNYM WSZYSTKO NADROBIĘ.

czwartek, 16 sierpnia 2012

Rozdział 12.


 Dzisiejszy dzień był bardzo fajny.
Z samego rana przyszedł do mnie Josh.
- Pomyślałem, że moglibyśmy powrócić do dzieciństwa...
Na początku nie bardzo zrozumiałam o co mu chodzi.
W odpowiedzi usiadł przy mnie, na łóżku, i wyciągną duży album z plecaka.
O tak. Tego mi brakowało.
Śmialiśmy się do łez.
Przypominaliśmy sobie, jak kiedyś poszliśmy z Niallem do lasu, na grzyby i wpadłam do bagien.
Chłopcy zamiast mi pomóc, robili mi zdjęcia.
Albo jak w wielkanoc Josh złamał nogę i razem z Niallem się nim zajmowaliśmy.
- O! A pamiętasz jak nie chciało nam się iść do szkoły, i zrobiliśmy sobie kropki na twarzy flamastrem? mówiliśmy mamie, że mamy ospę. -zaśmiał się Josh
- I tak nam nie uwierzyła. Mieliśmy ospę pół roku wcześniej - odpowiedziałam, również się śmiejąc.
Przeglądaliśmy zdjęcia, śmiejąc się i wspominając.
- Będziesz za mną tęsknić? - zapytałam w pewnym momencie
Josh nie odpowiadał.
Jego oczy się przeszkliły.
- Dlaczego mam tęsknić? - odpowiedział ze sztucznym uśmiechem
- Nie udawaj Josh. Ja wiem. Ja wiem, że nie ma dawcy, I wiem, że umieram.
- Proszę... nie mów tak. - powiedział
Teraz już nie mógł powstrzymać łez.
Mocno go przytuliłam.
- Tak bardzo Cię kocham. - powiedział głaskając mnie po głowię
- Ja też Cię kocham Josh. Będę nad Tobą czuwać.

Rozdział 11.

 Harry odpowiedział mi głośnym płaczem.
Kiedy się opanował, stwierdził, że powinnam powiedzieć Joshowi.
Długo zbierałam się na odwagę, ale postanowiłam mu powiedzieć...
Tak jest sprawiedliwej.
Josh nie mógł w to uwierzyć.
Pojechaliśmy do szpitala.
Mój stan jest krytyczny.
Lekarze mówią, że potrzebny jest dawca.
Trzeba być dobrej myśli...
Chłopcy są u mnie codziennie.
Mówią mi, że jest dobrze...
Jednak ja wiem, że tak nie jest.
Bardzo dziwnie się zachowują...są dla mnie mili jak nigdy.
Ostatnio nawet Harry zaczął przy mnie płakać, a kiedy zapytałam się co się stało...
Powiedział, że kanarek mu zdechł... a ja wiem, że on nie ma kanarka...
Przypuszczam, że zostało mi mało czasu...
Będę tęsknić za tym światem...


środa, 15 sierpnia 2012

Rozdział 10.

   Siedziałam w pokoju na łóżku.
Nie chciałam nikogo widzieć... z nikim rozmawiać.
To już koniec... Lekarz stwierdził mi tylko 3 miesiące życia.
Chyba, że będę się leczyć...
Ale po co?
Żeby nie potrzebnie rozbić nadzieje, Joshowi i chłopakom?
To bez sensu.
Najbardziej szkoda mi mojego brata.
Najpierw stracił ojca, potem matkę... a teraz... ma stracić mnie.
Może podejmę się badań... tak dla niego.
Ale wtedy musiałabym im powiedzieć... a bardzo nie chcę tego robić.
Nagle do pokoju wpadł Harry.
- No cześć piękna... - zaczął - Co się stało?
- Nic...
- Jak to nic? Przecież widzę, że płaczesz.
Chłopak zbliżył się do mnie i usiadł na łóżku.
- Wiesz, że mi możesz powiedzieć wszystko. - wyszeptał mi prosto do ucha
- Harry bo... Bo my nie możemy być razem.
- Co? Ale dlaczego?
- Ja umieram, Harry. Mam raka.

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Rozdział 9.

 Wczoraj bardzo źle się czułam.
Nawet prawie zemdlałam.
Obiecałam Joshowi, że pójdę do lekarza.
Jak mówiłam, tak zrobiłam.
Wstałam dość wcześnie i powędrowałam do najbliższego gabinetu.
Zrobili mi mnóstwo, przeróżnych badań.
Po pół godziny pan doktór zaprosił mnie do gabinetu.
- Panno Devine... Niestety nie mam dla pani dobrych wieści... - oznajmił pan doktór z niewesołą miną
- Co się stało?
- Bardzo mi przykro, ale ma Pani raka szpiku kostnego.
Zaniemówiłam. Z gabinetu wybiegłam z płaczem.
Stanęłam przed drzwiami do domu i starałam opanować łzy.
- I jak badania? - zapytał Josh kiedy tylko weszłam do domu
- Dobrze... - powiedziałam - Wszystko w porządku...
Pobiegłam na górę, do mojego pokoju.
Postanowiłam nic nie mówić... nie teraz.
Po co mam ich zamartwiać?
Szczególnie teraz... kiedy jestem z Harrym.

Rozdział 8.

 Dziś, ciepły, marcowy dzień.
Tak jak zwykle, zjadłam śniadanie, i poszłam na balkon, do Harrego.
Postanowiliśmy, wybrać się na spacer do parku.
Zostawiłam liścik, na lodówce, i wyszliśmy z domu.
Usiedliśmy, na ławce, przy fontannie.
Rozmawialiśmy, śmialiśmy się, laliśmy się wodą.
- Wiesz... - zaczął Harry
- Co wiem? - zaśmiałam się
- Bo ja... Ja Cię chyba kocham.
Patrzyłam na niego, i zastanawiałam się, czy on powiedział to naprawdę.
- Przepraszam. - wyszeptał i wstał z ławki
Jednak ja, pociągnęłam go za rękaw, i złączyłam nasze usta w jednym pocałunku.

niedziela, 12 sierpnia 2012

Rozdział 7.

 Dziś urodziny mojej mamy.
Znaczy byłyby... jakby tylko żyła...
Wstaliśmy dość wcześnie, by razem z Joshem, pojechać na cmentarz.
Zabrał się z nami też Niall.
Uklękliśmy w trójkę, przy jej grobie, i wspominaliśmy.
Wspominaliśmy cynamonowe ciasteczka, które mama robiła zawsze, w dzień Bożego Narodzenia...
Jej bajki, przy kominku, każdej nocy.
To, jak śpiewała kołysanki, kiedy nie mogliśmy zasnąć.
Jak mówiła, że zawsze będzie przy nas.
Jej uśmiech... dobre słowo.
Z oczu leciało mi łzy.
Brakowało mi jej, "Kocham Cię, córeczko".
Niall i Josh próbowali mnie pocieszyć, jednak po chwili, mój brat także się rozkleił.
Wystarczył jeden pijany kierowca... by zabrać nam ją... na zawsze...